Dr Paweł Grzesiowski: Zniesienie obowiązkowych szczepień ochronnych? Nie teraz

Walka z tak zwanym „ruchem antyszczepionkowym” (czyli rodzicami nieszczepiącymi lub wybiórczo szczepiącymi swoje dzieci) przechodzi w Polsce w kolejną fazę. Najprawdopodobniej kontraproduktywne działania sanepidów (wezwania, grzywny, straszenie odebraniem praw rodzicielskich) zostaną wkrótce wstrzymane. Idea odejścia od nazewnictwa „obowiązkowe” w ustawie o chorobach zakaźnych zyskuje coraz szersze poparcie, również u celebryty sceny wakcynologicznej dr Pawła Grzesiowskiego. W zamian za to polscy rodzice krytycznie nastawieni do Polskiego Programu Szczepień będą prawdopodobnie skonfrontowani z jednym lub wieloma pomysłami przedstawionymi przez dr Grzesiowskiego na łamach portalu RynekZdrowia.pl w tekście pt Zniesienie obowiązkowych szczepień ochronnych? Nie teraz z dnia 09-05-2012.

Streszczenie najważniejszych pomysłów na przyszłą „promocję” szczepień przedstawionych przez dr Pawła Grzesiowskiego:

a) Wprowadzenie „miękkich administracyjnych ograniczeń” tak, aby nieszczepione dzieci miały „problem z wejściem w grupę rówieśniczą” (np. żłobki, przedszkola, szkoły, wyjazdy itd), ponieważ niezaszczepione i „chore dziecko na pewno zarazi kolejne niezaszczepione osoby i tak powstanie epidemia„.

b) Podwyższenie składki zdrowotnej rodziców nieszczepionych dzieci lub partycypacja w kosztach leczenia, gdy „dzieci zachorują na zakażenie, któremu można było zapobiec dzięki szczepieniom„.

c) Ograniczenie w amerykańskim stylu zwolnień ze szczepień do przeciwwskazań medycznych (potwierdzonych przez lekarza) lub powodów religijnych i światopoglądowych, choć te ostatnie już wkrótce mogą zostać ograniczone lub nawet zniesione w wielu stanach USA.

Zapowiada się na rewolucję, a oto jej szczegóły:

a) „Miękkie administracyjne ograniczenia – kara, która dotknie nieszczepione lub wybiórczo szczepione dziecko za decyzje jego rodzica. Podstawą do tej kary jest wypaczone postrzeganie dziecka jako „rezerwuaru zarazków”. Takie ograniczenia będą dyskryminowały nieszczepione lub wybiórczo szczepione dzieci, przy jednoczesnej ogólnej akceptacji niekorzystania ze szczepień przez dorosłych Polaków, w szczególności personelu medycznego, personelu żłobków, przedszkoli, szkół itd. Miejmy nadzieję, że takie kary nie spotkają dzieci, które przez faktyczne zaniedbania rodzicielskie są w grupie podwyższonego ryzyka wystąpienia infekcji i rozprzestrzeniania zarazków, czyli dzieci matek rezygnujących z karmienia piersią, dzieci karmione śmieciowym jedzeniem, eksponowane na dym papierosowy w ciąży czy też bierne palenie rodziców, dzieci z rodzin patologicznych (najczęściej są to też dzieci niedożywione), dzieci faszerowane wieloma seriami antybiotyków i inne.

b) Podwyższenie składki zdrowotnej lub partycypacja w kosztach – Najbardziej absurdalny i szkodliwy pomysł. Choć pewnie wielu rodziców zgodziłoby się na jego rozszerzenie, tak aby ich składki były niższe ze względu na ich ponadprzeciętne dbanie o zdrowie swoich dzieci przy jednoczesnym podniesieniu składek dla palaczy, osób nadużywających alkoholu, piratów drogowych, otyłych itp. Taki pomysł może szkodzić nieszczepionym / wybiórczo szczepionym dzieciom, których rodzice mogą zbyt pochopnie próbować diagnozować i leczyć daną infekcję bez pomocy lekarskiej. Poniższa infografika pokazuje dokładnie, że taka propozycja ma na celu jedynie dyskryminować rodziców krytycznie nastawionych do szczepień swoich dzieci:

Ktore z dzialan rodzicielskich

c) Prawdopodobny brak zwolnień ze szczepień  oprócz przeciwwskazań medycznych (w długiej perspektywie czasu) – ten pomysł pokazuje wyraźnie, że najważniejszym celem jest wysoka wyszczepialność, a nie dobro danego dziecka, dla którego najważniejszy jest indywidualny bilans korzyści i ryzyka, a nie fakt niestwierdzenia przez lekarza przeciwwskazań do szczepienia. W ten sposób będzie można rozszerzać w nieskończoność listę wymaganych szczepień i dalej wciskać ludziom, że wystąpienie powikłań po infekcjach zaliczanych do niedawna jako choroby wieku dziecięcego rządzi się prawami loterii a nie prawami biologii, czyli zależności od sposobu „pielęgnacji” układu immunologicznego dziecka przed i w czasie infekcji. Argument o szczepieniu dla ochrony innych (zwolnionych ze szczepień) osób ma dla kilku szczepionek epidemiologiczne podstawy, jednak nie ma i nigdy nie miał on poparcia w realnych działaniach większości polskiego społeczeństwa, co doskonale pokazuje tekst pt Odporność zbiorowiskowa cz. I – Iluzja poparcia społecznego i jego wnioski:

„W naszym społeczeństwie nie było i nie ma praktyki narażania własnego zdrowia na możliwe powikłania poszczepienne dla dobra dzieci czy osób zwolnionych ze szczepień. Nie praktykują tego pracownicy służby zdrowia; nie praktykują tego dorośli na sobie ani na swoich dzieciach, dopóki szczepienie nie stanie się obowiązkowe i refundowane; nie praktykują tego najprawdopodobniej osoby z najbliższego kontaktu dzieci nieszczepionych.”

Wystarczy.

Powyższe rozważania nie wyczerpują wszystkich poruszonych w tekście  Zniesienie obowiązkowych szczepień ochronnych? Nie teraz wątków. Na przykład według słów dr Grzesiowskiego „Przeciwko szczepieniom jest zaledwie 4 proc. Polaków„. To oznacza, że takich osób jest grubo ponad milion bo 4% z 35 milionów daje 1 400 000! Zachęcamy do lektury pełnego tekstu i własnych rozważań nt szkodliwości kolejnych pomysłów promocji szczepień.

Zniesienie obowiązkowych szczepień ochronnych? Nie teraz

  • Paweł Grzesiowski/Rynek Zdrowia
  • 09-05-2012 16:03

– Nie uważam, że w Polsce szczepienia obowiązkowe muszą zostać utrzymane – mówi nam dr Paweł Grzesiowski, wakcynolog, prezes Fundacji Instytut Profilaktyki Zakażeń w Warszawie. – Jednak rodzice małych pacjentów, którzy walczą by to od nich zależało, czy będą szczepić własne dzieci, czy nie, powinni mieć świadomość, że dziś obowiązkowe znaczy bezpłatne. Dobrowolne, w polskich warunkach oznacza pełną odpłatność, a to może być nawet 600 zł za wszystkie szczepienia w pierwszym roku życia.

Także w Polsce powstają grupy rodziców, którzy głośno apelują o przyznanie im prawa, do wyłącznego decydowania o szczepieniu dzieci i zniesienia kar wobec tych, którzy konsekwentnie odmawiają szczepień obowiązkowych bez podania istotnych przyczyn zdrowotnych. W jednej z gazet pojawiło się nawet przypuszczenie, że temat zniesienia kar zostanie postawiony na sejmowej Komisji Zdrowia.

Zamiast zmiany prawa – klauzula
Osobiście nie widzę w tym problemu. Jeżeli takie zapytanie pojawi się, to dobrze, ale na tym zapewne się zakończy. Aby znieść kary, trzeba by przekonstruować Ustawę o chorobach zakaźnych z 2008 r. w rozdziale dotyczącym szczepień ochronnych, a to już nie jest takie proste.

O wiele łatwiej byłoby, gdyby ustawodawca zechciał wprowadzić klauzulę, która mówi, że nie wolno karać rodziców, którzy nie szczepią dzieci z uwagi np. na udokumentowane poglądy religijne czy inne istotne przeszkody światopoglądowe.

Taka forma prawna byłaby najprostszym rozwiązaniem, które zapewne satysfakcjonowałoby rodziców, świadomie odstępujących od szczepień swoich dzieci, z uwagi na odmienne przekonania. Ale równocześnie, rodzice tych dzieci powinni mieć podwyższoną składkę ubezpieczenia zdrowotnego albo partycypować w kosztach leczenia, gdy ich dzieci zachorują na zakażenie, któremu można było zapobiec dzięki szczepieniom.

Ponadto, uważam, że osoby, które świadomie zniechęcają innych do szczepień poprzez np. szerzenie nieprawdziwych informacji, powinny karom podlegać.

Polacy nie unikają szczepień
Akceptacja szczepień obowiązkowych i zalecanych w Polsce jest wysoka, dlatego wydaje się, że gdybyśmy dopuścili dobrowolność szczepień, niewiele osób zrezygnowałoby ze szczepień obowiązkowych. Z raportu opracowanego przez naszą Fundacja wynika, że 92 proc. ludzi w Polsce absolutnie chce się szczepić, popiera szczepienia obowiązkowe i uważa, że są korzystne dla zdrowia.

Przeciwko szczepieniom jest zaledwie 4 proc. Polaków. To dowód, że polskie społeczeństwo jest dobrze wyedukowane, że wie po co są szczepienia obowiązkowe i je akceptuje.

Szacujemy, że ruch antyszczepionkowy w Polsce liczy 2-3 tysiące osób. To są ludzie, którzy robią ogromny hałas, protestują, piszą do różnych władz, głównie z powodu poczucia zagrożenia grzywnami, moim zdaniem zbyt pochopnie, nakładanymi przez niektóre stacje sanepidu w Polsce.

Restrykcyjnie egzekwując sankcje finansowe trzeba się liczyć z tym, że każda taka akcja budzi reakcję obronną i agresję skierowana przeciw idei szczepień. Myślę, że te grzywny rozdrażniły ludzi i spowodowały głośny sprzeciw, bo przecież zgodnie z ustawą o prawach pacjenta, każdy ma prawo odmówić zabiegów medycznych.

Prawa nie zmienia się ad hoc
Osoby, które walczą o zniesienie obowiązku szczepień muszą mieć świadomość, że to nie jest tylko kwestia prawna, ale przede wszystkim sposobu finansowania szczepień. Obecnie, to co jest obowiązkowe jest za darmo, coś co jest dobrowolne jest za pieniądze rodzica czy pacjenta i to jest bardzo poważny problem, którego myślę osoby protestujące przeciwko obowiązkowym szczepieniom nie biorą pod uwagę. I tu jest największy problem.

Znosząc obowiązek szczepień musielibyśmy też zmienić sposób finansowania szczepień, a na to na razie nie ma najmniejszych szans. Po pierwsze finansowanie musiałby przejąć NFZ, który ani tego nie chce, ani nie może na razie zrobić, ponieważ według obecnie obowiązujących przepisów, NFZ nie może kupować produktów leczniczych, a tylko świadczenia medyczne.

Dlatego najpierw trzeba by było zmienić zasady finansowania świadczeń, potem opracować zasady zakupu szczepionek przez NFZ, a na końcu znieść obowiązek szczepień w ustawie o chorobach zakaźnych.

Z tego powodu, przejście z dnia na dzień na szczepienia dobrowolne mogłoby zniszczyć dotychczasowy system szczepień, którego odbudowanie trwałoby wiele lat. Dlatego uważam, że zmiana organizacji szczepień w Polsce musi być precyzyjnie zaplanowana i skoordynowana.

Może warto przy tej okazji pomyśleć o powołaniu państwowej agencji, która w imieniu rządu zarządzałaby całym systemem zaopatrzenia i dystrybucji szczepionek, a także monitoringiem bezpieczeństwa i wzmacnianiem efektywności programu szczepień.

Patrząc na doświadczenia innych krajów zachodnich, potrzeba nam minimum dwóch lat, aby z jednej strony uświadamiać ludzi, po co są szczepienia i jakie konsekwencje za sobą niesie rezygnacja ze szczepień, z drugiej zmienić wspomniany sposób finansowania, uwzględniając wszystkie aspekty tego złożonego zagadnienia.

Wolność nie znaczy samowola
Musimy pamiętać, że spadek wyszczepialności oznacza prędzej czy później epidemię. Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się w Europie. W niemal całej starej Unii Europejskiej szczepienia są dobrowolne. I co?

We Francji mamy epidemię odry, w ubiegłym roku fala zachorowań przeszła przez Hiszpanię, Austrię i Szwajcarię. Dziesięć lat temu wybuchła epidemia błonicy w Rosji, a krztusiec cały czas atakuje, ponieważ wyszczepialność nie sięga nawet 90 proc.

Dzieci, które nie były zaszczepione po zetknięciu z wirusem czy bakterią rozwiną chorobę. Jej przebiegu nie da się jednak przewidzieć, może być lekki, ale może być bardzo ciężki, niekiedy śmiertelny. Dodatkowo chore dziecko na pewno zarazi kolejne niezaszczepione osoby i tak powstanie epidemia.

Kraje wysoko uprzemysłowione, które bardzo mocno szanują swobody obywatelskie, wypracowały inne, tzw. miękkie administracyjne ograniczenia, które powodują, że dziecko niezaszczepione ma problem z wejściem w grupę rówieśniczą. I tak jest w USA. Szczepienia są, jak najbardziej dobrowolne, ale są sprawdzane przy zgłoszeniu dziecka do szkoły. Jeśli dziecko jest nieszczepione, to większość szkół nie przyjmie go w poczet swoich uczniów.